Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

  1. me_who

    me_who

    Użytkownik


    • Punkty

      15 610

    • Liczba zawartości

      33 679


  2. Reaper

    Reaper

    Użytkownik


    • Punkty

      11 356

    • Liczba zawartości

      19 449


  3. Gabe

    Gabe

    Użytkownik


    • Punkty

      10 363

    • Liczba zawartości

      16 778


  4. jmk

    jmk

    Przyjaciel Forum


    • Punkty

      8 562

    • Liczba zawartości

      37 334


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 21.03.2012 w Odpowiedzi

  1. 38 punktów
  2. Forum. W tematach o piłce nożnej kolejne uniesienia Fenomena o wyższości sportu katalońskiego nad tym ze stolicy kraju kobiet o temperamencie rozszalałego wulkanu na Bali. Różne pełne politycznego bełkotu i dyskusji kręcących się w kółko niczym łoniaki gęsto porastające fiuta gołego faceta z przebieralni na basenie. Nagle wzrok mój opada niczym męskość po gorącym stosunku i zauważam ją. Jest ona. Schowana w Hydeparku, lecz jej atmosfera wybija się z tej szarości skórki IPB. Marynia. W niej nowe posty. Moje serce bije mocniej, niczym Icon w swoich mokrych snach kładący kolejne ciosy na wystającym podbródku SZk. Moja spocona dłoń przesuwa się po touchpadzie. Oblizuję usta. Na przednim zębie wyczuwam kawałek pietruszki z obiadu. Zlizuję go. Zjadam. Klikam w zobacz nowe posty. Chcę w nią wejść, w tę Marynię, poczuć smak tej dyskusji, tego testosteronu roznoszącego przez wszystkich samców tu zebranych. Już w niej jestem, strona powoli się ładuje, przewija coraz niżej... A tu tylko Ave od Bracha i dzień dobry Dudka.
    38 punktów
  3. Michalinka jest z nami na swiecie od 18.30 dzisiaj
    36 punktów
  4. Siema koledzy Od 5 minut jestem ojcem, córka 10/10, pijcie ze mna kompot
    35 punktów
  5. Kojarzycie akce z glupiego i glupszego jak jeden poszedł do laski się wysrac i się kibel zjebal? Pojechałem do dziewczyny z wiadomej aplikacji 50 km od Wrocławia. Walnelismy piwko i wino i stwierdziliśmy, że bez sensu żebym wracał. Poscielila łóżko i poszła się wykąpać. Ja poszedłem po niej. Patrze wanna - myślę "zajebiscie wszedzie mam prysznic to odmocze rodzyny" Wykąpałem się, chcę wyjsc z wanny a tutaj bez kitu cała łazienka zalana. Wody po kostki. Pomyślałem że najebany widocznie nalalem za Niewiele myśląc wziąłem moja koszulkę i zacząłem nią ściągać wodę iiiiiii wykrecac do wanny (Kurwa nowa zasada, teraz bez kąpieli albo przed chlaniem xd ) Po chwili zacząłem się ogarniać i wykrecac do zlewu i kibla. Po 10 minutach nie było nic lepiej bo pod wanną się wybijalo. Dziewczyna zaczęła się dopytywac to rzuciłem żartem "To normalne że masz w łazience wodę po kostki?"......okazało się że to.....normalne Zapytała czy może wejsc to mowie spoko. Koszulka mokra więc zastała mnie w gaciach w wannie zbierającym wodę Ja pierdole
    34 punktów
  6. Dla obecnych tu rodziców, którzy pamiętają jak to było mieć 2-miesięczne dziecko, to zabrzmi jak chleb powszedni. Ale może być lekkim szokiem dla tych, którzy nie mieli do tej pory szansy być rodzicami. Po 8h pracy wróciłem do domu. Kompletny pierdzielnik, żona patrzy na mnie ledwo przytomnymi oczami trzymając w rękach córkę gotową w każdej chwili do płaczu, syn biega w samej pieluszce i brudnym bodziaku po mieszkaniu i wymachuje wszystkim co ma pod ręką. A pod ręką ma wszystko, bo na podłodze znajduje się i ryż i widelec i liczydło i brudne pieluszki. Szybka rozkmina, na dworze piękna pogoda, mówię "Żono, zabieram mego pierworodnego na dwór pokopać z nim piłkę. Jak będzie cisza w domu, to córka się pośpi, a Ty będziesz miała chwilę, żeby ogarnąć się czy też mieszkanie". Widzę wdzięczność w jej oczach, a także ekscytację u mojego syna. Piękne chwile. Wracamy po 1,5h i zastajemy żonę dokładnie w tej samej pozycji, z nie śpiącą córką dalej w jej rękach. No to hyc, zabieram córę i zaczynam usypiać w pokoju obok, kiedy ona daje kolację młodemu. Po 20 minutach, gdy już dziecko mi zasypia na rękach, domofon. Kurier przywiózł paczki z Polski. No to lecę na dół, pół godziny noszenia paczek, wracam, zabieram płaczącą córkę od żony, zamykam się w drugim pokoju, a ona zabiera się do usypiania syna. Wtem syn staje pod drzwiami za którymi jestem i ryczy. On chce tatę. No to znów wymiana, kładę się z młodym i godzinę go usypiam. Gdy już mam pewność, że zasnął na dobre, zdejmuje z siebie jego ręce i nogi, powoli wysuwam się z pokoju, na paluszkach (a podłoga i tak skrzypi). Zamykam drzwi. Słyszę stękanie córki w drugim pokoju, więc pytam się żony, czy mam ją przejąć. Żona mówi swym słodkim głosem TAK, a po 5 minutach już chrapie. Ja stosuję nasz sprawdzony patent - skaczę na piłce fitnessowej, bo to jedyny sposób na uspokojenie małej. Po 45 minutach pierwsza próba odłożenia. Zakończona fiaskiem po 5 sekundach. No to dalej skaczemy na piłce, kolejne 20 minut, druga próba. To się nazywa zabawa w sapera. Kładę delikatnie na łóżku, zostawiam swoją rękę pod jej głową i oczekuję reakcji. Oczy zamknięte, cisza. Delikatnie unoszę jej głowę drugą ręką, aby móc pierwszą wyciągnąć. Sukces. Teraz robię pierwszy krok. Przerwa na 10 sekund, bo podłoga u nas skrzypi jak cholera. Kolejny krok. Ryzykuję po 5 sekundach kolejny. Ostatnie dwa już przeskakuję i uciekam. Wracam do salonu i odpalam niańkę, bo córka śpi obok żony, więc nie chcę już, żeby ją budziła jakby nagle jej się odwidziało spanie. W salonie zastaje mnie taki widok (i tak na zdjęciu wygląda to lepiej niż w rzeczywistości): Jest godzina 22:10. Zanim skończę pisać tego posta jeszcze 3 razy będę u córki, bo wyleciał jej smok i zaczynała płakać. Zapytacie teraz - i co, warto było, czy bycie rodzicem wynagradza te wszystkie trudy? A ja Wam odpowiem - teraz to kurwa za późno na takie rozkminy.
    34 punktów
  7. 30 punktów
  8. Apropos córek, to wczoraj się dowiedziałem, że takowa mi się urodzi Kiedyś mi się wydawało, że wolałbym mieć syna, ale jestem po prostu szczęśliwy, bo wszystko odbywa się wzorowo i bez powikłań.
    30 punktów
  9. Heh, no ale przecież dyskusja powinna się toczyć przy (dość oczywistym, jak myślałem) założeniu, że zestawiamy specjalistów dowożących porównywalne jakościowo produkty (na co też zwracał uwagę @SZk). Wiadomo, że jeśli jeden prawnik (czy ktokolwiek) partaczy robotę, a przy tym jest punktualny, miły i sypie żartami z rękawa, to każdy wybierze drugiego, który jest bucem, a dobrze wykonuje pracę. No ale to są oczywiste oczywistości przecież. Natomiast, jeśli mówimy o biznesie na wysokim poziomie i obsługujących go prawnikach, to kwestie konwenansów/kultury i szeroko rozumianej jakości relacji są po prostu kluczowe. Bo tego formatu klienci - w przeciwieństwie do tego co sugerujesz - nie wybierają prawnika z jakiejś kasty zadufanych w sobie ekspertów-myślicieli . Selekcja sprowadza się do wyboru jednej z wielu kancelarii mających trzy dobrze brzmiące angielskie (tudzież żydowskie) nazwiska w nazwie, połączone "&", z których każda słynie z najwyżej jakości obsługi prawnej. W takiej sytuacji, przy wyborze prawnika kluczowe stają się takie rzeczy, jak to z kim można pogadać o swojej kolekcji francuskich win albo o ostatnim Wimbledonie. Oni potrzebują de facto partnera biznesowego, kogoś kto będzie z nimi tak naprawdę współprowadził ich biznes (bo do tego, a nie do suchych paragrafów, sprowadza się współcześnie obsługa prawna na najwyższym poziomie), a nie jakiegoś obcesowego mruka, który np. nie potrafi przeprosić za spóźnienie czy powiedzieć dzień dobry i generalnie zachowuje się jakby robił łaskę xD. Wokół takich klientów się skacze i bierze z połykiem. Tyś widział real world... Gdybym chciał być przez chwilę zarozumiałym bucem, to bym napisał, że dopiero co wyszedłeś z prowincjonalnej kancelarii typu Krawczyk&Norek&partnerzy i już się mądrzysz. Ja od 2-3 lat pracuję na największych transakcjach (pominę już to, że nie na Śląsku, tylko - co smutne, ale jednocześnie prawdziwe - w jedynym miejscu w Polsce, gdzie takie sprawy/transakcje mają miejsce) i pomijając już, że sam w nich uczestniczę, to obserwuję z pierwszych rzędów zarówno absolutny top biznesu, jak i obsługujących ich prawników (moich szefów, czy szefów z innych kancelarii) i cóż - wręcz byłem w szoku jak ważne (kluczowe) w tym biznesie jest umiejętne "gadanie o pogodzie", zjednywanie sobie znajomości i wzorcowe traktowanie klientów. Umiejętności miękkie, zdolność budowania relacji to absolutne podstawy. Ba, bazując na samym skillu i wiedzy, prędzej czy później trafia się na szklany sufit. Znam mnóstwo przykładów ludzi, którzy wybitni w swoim fachu, ale zatrzymali się na jakimś średnio-wysokim stanowisku, bo kiepsko się z nimi pije wódkę na bankietach . Zresztą, to złożone kwestie i tutaj też wiele innych czynników decyduje - w tych spółkach kontrolowanych przez zagraniczny kapitał decyzje o wyborze prawników na krajowe potrzeby podejmują polskie zarządy, a dla nich, przy tych rozmiarach działalności i pieniądzach (nie swoich, dodajmy) jakimi dysponują, takie kwestie jak to czy za obsługę danej sprawy/transakcji zapłacą 400 czy 500 tys. EUR, albo czy kwity będą wypieszczone przez faceta z tytułem profesora Uniwersytetu w Heidelbergu ma małe znaczenie. Natomiast, interesuje go jak się będzie dogadywał ze swoim prawnikiem i jaka będzie między nimi chemia, bo to będzie ktoś z kim będzie spędzał czas, a po zamknięciu sprawy pił alko na imprezie. tl;dr, podsumowując i również odpowiadając cytatem z serialu:
    29 punktów
  10. Zejdzcie z Fenomena. Sprobuje rozluznic atmosfere zartem! Informatyk z Polski przyjezdza na Kanary do hotelu. Wchodzi na pokoje, rozglada sie, a na lozku lezy rozneglizowany Nepalczyk. - Nepalczyk!!! Aaaaa!!! Tyle zaplacilem za luksusowy hotel, a tutaj Nepalczyk bez gaci lezy. Nie znam za bardzo angielskiego ale sprobuje sie dogadac. Zrezygnowany dzwoni do recepcji: - Helou! - Hello. - Du ju nol Himalaje? - Yes. - Szerpa is hia!!
    29 punktów
  11. w sumie... http://weszlo.com/2018/05/11/jutro-zaczynamy-pisac-historie-kts-gra-swoj-pierwszy-mecz/ wszystko wskazuje na to, że w przyszłym sezonie będę grał w B-klasie w barwach KTS Weszło dzisiaj pierwszy sparing oficjalny - o 15 na warszawskim stadionie Marymontu w ogóle cały proces rekrutacji props, myślę, że przeszło setka się zjawiła na naborze, plus jeszcze ludzie którzy nie przeszli weryfikacji zgłoszeniowej w każdym razie decyzją Wojtka Kowalczyka grałem cały czas pierwszy skład w treningach, no a w zespole mamy kolesi którzy się ocierali o 2 ligę, ale też kilku amatorów. z takich osób znanych to w drużynie jest Grzegorz Szamotulski, Tomasz Kłos czy Radek Matusiak w tym wszystkim najgorsza jest kontuzja, która przytrafiła mi się tydzień temu w sobotę, bo naderwałem mięsień brzuchaty łydki od tego czasu 3x na fizjoterapii, i niby jest lepiej, ale nie ma mowy o pełnej sprawności. akurat kurwa teraz ps. o 15 będzie można sobie posłuchać relacji na weszło.fm , w sumie to jakoś ok 13 zaczynają przygotowania do meczu zapraszam w moim imieniu, może gdzieś tam się przewinę!
    29 punktów
  12. Ok, powiedziała „tak” więc już oficjalnie mogę podzielić się tym z forumkiem - od dziś porzuciłem stan kawalerski.
    28 punktów
  13. Pozdro z Majorki Forumku [emoji6] Miało być CMF napisane na pisku, ale nawet dla takiego Janusza jak ja byłaby to przesada [emoji3]
    27 punktów
  14. Przede wszystkim - cieszę się, że zostałem tatą. Jednak tydzień, który oddzielił dzień porodu do momentu, kiedy zobaczyłem syna, był masakryczny. Tylko dopowiem, że ten tydzień rozłąki miał związek z pandemią która w tej chwili jest wszechobecna, i właśnie przez to był absolutny zakaz odwiedzin (dotyczyło całego szpitala). Moja żona urodziła w piątek, 27 marca w godzinach późno wieczornych. Po porodzie zadzwoniła do mnie, usłyszałem krzyk syna przez słuchawkę, no i spoko. Problemy rozpoczęły się, kiedy w dniu wyjścia (w poniedziałek) dowiedzieliśmy się, że syn ma żółtaczkę no i musi jeszcze kilka dni zostać w szpitalu. Ile dokładnie? Nie wiadomo. Może dwa, może trzy albo cztery, albo i do końca tygodnia. No i ten czas, który spędziłem sam... naprawdę, huśtawka nastrojów od A do Z. No bo ani z nikim się spotkać, ani gdzieś wyjść, ani się cieszyć... Przy tym wszystkim musiałem być wsparciem dla żony, pracownikiem mojej firmy (home office), no i jeszcze jakoś facetem. Tatą nie czułem się za grosz. Byłem tak maksymalnie bezbronny. I to nawet pomimo, że człowiek sobie tłumaczy, że ten cały okres kwarantanny jest dla dobra ogółu, że tak trzeba... ale w pewnym momencie naprawdę po prostu miałem ochotę pojechać do tego szpitala (dwa razy pod nim byłem i machałem żonie do okna) i się włamać na salę, żeby ich zobaczyć. Jasne, ja naprawdę rozumiem, że nie jestem w takiej sytuacji pierwszy i ostatni. Kiedyś, kiedyś nasi ojcowie też takie mieli, ogólnie na pewno są takie przypadki. Ale to wszystko dotyczyło bezpośrednio mnie i jakoś to musiałem strawić po swojemu. W tym wszystkim jest jeszcze moja żona - kilka osób z forum ją zna. Jest maksymalnie twardo stąpającą po ziemi kobietą, ogarniętą i - nie wiem, czy to nie zabrzmi durnie - jest urodzoną matką. Czuła, delikatna, ale też bardzo konkretna i stanowcza. I myślę sobie, że kiedy tak przez tydzień byliśmy rozdzieleni, to z jednej strony ja ją trochę 'oszukiwałem', że wszystko mam pod kontrolą i wszystko jest git, a z drugiej ona - będąc tam na miejscu, z kilkudniowym dzieckiem, bez kontaktu z nikim z rodziny - że sobie dobrze z Młodym radzi, że karmi, że z nią jest wszystko git i czuje się dobrze. Jak tak teraz myślę, to dobrze, że akurat tak funkcjonujemy w naszym związku, że jedno chroni drugie. Żeby była jasność - jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Ale mam tysiące wątpliwości związanych z ojcostwem, z ogólnym rodzicielstwem. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że to wszystko związane z jest obecną sytuacją na świecie, z tym 'strachem' który padł na nas wszystkich i na to, co nas otacza. Jestem niespokojny w związku z tym, że akurat teraz mój syn wkracza na ten świat, kiedy jest tyle niepewności. Oczywiście, ja wiem, że rodziły się dzieci podczas wojen i innych tragedii, ale znów - to teraz, dotyczy MNIE i życia MOJEJ rodziny. Czy będę dobrym ojcem? Czy mój syn będzie... dobrym synem? Czy całe życie, które znałem dotychczas, już za chwilę wróci? No mam nadzieję, szczerze mówiąc. Kończąc - siema Filip. Dobrze Cię widzieć
    26 punktów
  15. Wprawdzie Zlot jeszcze trwa ale ja już wjeżdżam z premierą filmową:
    25 punktów
  16. Wszystko poszło dobrze, jest z nami zdrowy i silny Mikołaj, 54 centymetry i 3,400 kg
    25 punktów
  17. Na ewentualną gównoburzę pozwoliłem sobie przygotować odpowiedź, czerpiąc z legendarnej korespondencji zaporoskiej
    25 punktów
  18. Cześć @jmk, forumowo-maryniowi Towarzysze stwierdzili, że czas przypomnieć w Anglii jak wygląda prawdziwe kibolstwo i tym samym chcielibyśmy Cię oddelegować w tę sobotę na mecz Manchester City - Newcastle, który odbędzie się na Etihad Stadium o godz. 17.30. Przygotuj race, kastety i sektorówkę do bagażu podręcznego (leki przełóż do głównego, jak Ci się sektorówka nie zmieści) i idź siać zamęt! Podrzuć na priv swój e-mail, to prześlę bilet do wydrukowania. Dodatkowo podeślij swój numer konta - rada sponsorska CMF była wyjątkowo hojna i postanowiła też wesprzeć Cię zadatkiem na colę i hot-dogi, żebyś tam nie zszedł z głodu Kasa cały czas wpływa, to może i na szalik starczy? Baw się dobrze, zrób dużo zdjęć i zamieść je na forumku jak wrócisz Pozdro od całej Maryni i CMF! Stan na godz. 08.00, rada sponsorka składa się z: @szramek @ajerkoniak @Misiek @Kuchar @krzysfiol @Dudek @BartuS @FYM @Ernie Souchak @T-m @Brachu @Pulek @Brudinho @Reaper @Perez @schizzm @Meler @Seju @SZk @wojt3k @Hajd @van der Vaart @Lucas07 @verlee @Makk @vrc @kuab @Feanor @Hidalgoo @lad @beeres @Karolek
    25 punktów
  19. Małżonka obecnie ma problemy ze znoszeniem wielu zapachów, sam wiesz dlaczego No tak, zapomniałem się na forumku wszystkim pochwalić. Spodziewamy się drugiego dziecka
    25 punktów
  20. Po tym co tu zazwyczaj piszesz jakoś nie jestem w stanie uwierzyć, że zaciągniesz się Marlboro, postawisz kołnierz płaszcza i powiesz tonem zimnego skurwiela „Sorry mała, ten pociąg odjechał już dawno temu a w nim moje serce”.
    25 punktów
  21. Pragne sie pochwalic, ze wczoraj - piewszego lipca - na swiat przyszla moja corka - Antoska Ojezu, jakie przezycie. Polecam!
    25 punktów
  22. Dzisiaj odebrałem klucze do mieszkania i w końcu mogłem na spokojnie je sobie pozwiedzać Podczas oglądania z agentem było ostro, bo ja już wiedziałem, że to jest mieszkanie dla mnie, a z nami oglądała inna para. Mój agent ostrzegał, że ta agencja jest jakaś dziwna i działa na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy", więc po 2 min w mieszkaniu tylko kiwnąłem głową do agenta i wylecieliśmy do samochodu dzwonić i wpłacać zaliczkę przez telefon Mieszkanie jest genialne, dwie sypialnie, dwie łazienki, śliczny aneks kuchenny i zajebisty salon z częścią jadalną, kanapą i taką leżanką ustawioną przy wnęce z oknami i widokiem w stronę portu (samego morza nie widać, ale żurawie i statki już taki). Niewielki balkonik, ale wyłożony drewnem i akurat dwa krzesła i stoliczek się mieszczą, więc kawkę można wypić z widokiem na port z 5 piętra. Pod samym domem duże centrum handlowe, niecały kilometr od nas sklep ze świeżymi rybkami, a obok genialne fish&chips, chwalone nawet przez lokalsów. Obydwa punkty dzisiaj odwiedzone, fish&chips zjedzone, a jutro na obiad świeża rybka Dodatkowo, co nie było takie super oczywiste, zaraz obok domu wieeelki niezagospodarowany teren zielony, gdzie można pójść i wybiegać psa (bliżej centrum niby są parki, ale ogólnie to jednak zabudowa mocno gęsta). Jeszcze kilka dni zostajemy w mieszkaniu tymczasowym, bo mamy opłacone do 10 czerwca, a tam nie ma internetu no i przede wszystkim naszych gratów, a one przyjeżdżają w poniedziałek razem z psem
    25 punktów
  23. Oficjalnie, zonaty;) Ciezki pierwszy poranek po
    25 punktów
  24. Miejmy nadzieje, ze nie wiecej niz jeden
    24 punktów
  25. Dołączyłem dzisiaj do tego zacnego grona - na świat przyszedł Orest. Zacne 53 cm długości i potężne 3 kg wagi. Zajebiste uczucie
    24 punktów
  26. Panowie, można otwierać nieśmiało szampany - w nerce mam tylko torbiel!!!!
    24 punktów
  27. Jeśli ktoś z Podlasia mówi "ukradłem dla ciebie rower" to znaczy że będziesz miał dwa, czy że nie masz już żadnego?
    24 punktów
  28. 24 punktów
  29. @krzysfiol w ramach czyjejś petycji o zmianę avatara znalazłem ci kandydata:
    23 punktów
  30. 28. Wyobraz sobie, ze zabierasz zone do restauracji prowadzonej przez Wojciecha Modesta Amaro (abstrahujac od tego co czym miesza), ktory podaje ci steka pod pianka z dojrzalych, ekologicznych pieczarek. Nie podejdziesz do niego i nie zapytasz: Jak panie zrobiles te pianke z grzybow bo dobra w chuj? No po prostu nie mozesz. Placisz za to, ze jesz wykwintne zarcie i caly background nie powinien cie w zasadzie interesowac. Mozesz sie domyslac, probowac odtworzyc, kombinowac. Ale nie poznasz sekretu mistrza. Dlatego nie odpowiem Ci na pytanie w czym tkwi sekret mycia samochodu myjka nazywana popularnie: Karcher. Ale z uwagi na moja duza sympatie do Twojej osoby chetnie udziele Ci kilku wskazowek, ktore pozwola Ci (poki co) skupic na sobie wzrok osob stojacych w kolejce do mycia. Zatem, padawanie - przede wszystkim dzialaj zamaszyscie. Nie stoj. Musisz sie poruszac, przemieszczac. Byc jak bokser na ringu. Lekki uskok, przesuniecie, zwod w lewo, w prawo, unik od odprysku. Badz w ruchu. Nie przekladaj myjki zbyt czesto z reki do reki. Jesli juz musisz - przerzucaj ja nad glowa (uwazaj na waz, wczesniej odkopnij go pieta w kierunku scianki) lub przeloz za plecami (mozna to zrobic zblizajac twarz do lusterek w celu zweryfikowania czy nie ma na nich zadnego komara - mega efekt). Trzymaj w miare mozliwosci myjke jedna reka. To trudne ale mozna to wycwiczyc poprzez stosowanie tego typu urzadzen. Wzmocnij chwyt. Wazny jest moment obrotowy. Kiedy zaczynasz myc podwozie i nadkola myjke trzeba obrocic. I musisz to zrobic plynnie. W momencie, w ktorym zaczynasz sie lekko pochylac Twoj lokiec idzie w gore, a druga dlon (trzymajaca lufe) plynnie obraca myjke o 180 stopni. Nie przestawaj strzelac. Wazny jest tez powrot do pozycji wyjsciowej ale to grubszy temat. No i wazne - umyj samochod za dwa zlote. Bo powyzej to juz narazisz sie co najwyzej na "niezly jest". Na oklaski to trzeba przycebulic. Dwa strzaly w niebo przed rozpoczeciem mycia tez sa calkiem istotne bo to znak dla wtajemniczonych, ze wlasnie rozpoczyna sie spektakl. I na litosc boska - nie ochlap sie bo jakbys zajebiscie tego nie zrobil musisz sie tez prezentowac.
    23 punktów
  31. No sorki, ale ten fragment to jak cytat z jakiegoś filmiku w telezakupach Mango w stylu "normalna łyżka sprawia ci problemy? Masz dość oblewania się zupą? Nie masz ochoty wkładać sobie łyżki do oka? Kup nasz super płynopodawator, który automatycznie wykluczy te nieprzyjemne zdarzenia!"
    23 punktów
  32. Ja wczoraj pracowałem z domu, bo żona miała USG z rana, więc z nią poszedłem. Będę miał córkę
    23 punktów
  33. Cześć. Wczoraj miałem jeden z najcudowniejszych dni w życiu, więcej nie powiem.
    23 punktów
  34. 1 czerwca przyszła na świat moja córka Lena Anna Dzień dziecka więc będzie mniej prezentów do kupienia
    23 punktów
  35. Panowie, krótko: mieliście rację pisząc, że można dokonać odprawy mając tylko e-mail i nr rezerwacji. Posypuję głowę popiołem. Próbowałem rano to zrobić, ale cały czas pokazywało mi takie info: Okazało się, że po prostu miałem skopiowaną o jedną cyfrę mniej. Teraz spróbowałem i okazało się, że to Wy mieliście rację, a nie ja. Aczkolwiek nie wszystkie wasze posty były eleganckie, gdyż sugerowały jakieś moje nieczyste intencje, stąd zdenerwowanie. Teraz już wiem, że mieliście rację, a ja jej nie miałem. Przepraszam zatem i jestem bogatszy o tą wiedzę; człowiek uczy się cały czas. Dziękuję. Oczywiście artykuł na MFM usunąłem, za chwilę wrzucę też reklamę http://forumcm.net na boczny pasek.
    23 punktów
  36. Ja już zgłosiłem sprawę na Policję. Dostałem informacje, ze sprawa zajmie się młodszy aspirant Kubiniok, wiec jakby co kontaktować można się bezpośrednio z nim.
    23 punktów
  37. Siemka. Przyszedłem z radosną nowiną, żeby się pochwalić. Po tym, jak jako featured guest brewer w BrewDogu sprzedaliśmy wszystko w 3 tygodnie w ich sklepie online, a kegi zeszły w jeden weekend w pubie (nie wiem jak w pozostałych siedmiu tej sieci, ale pewnie też już poszły albo są na wykończeniu), załatwiłem nam wstęp na największy węgierski festiwal piwa i w maju pokażemy Madziarom jak zrobić dobrego RISa leżakowanego w beczce po rumie, bourbonie i whisky. Konkurencja będzie ogromna, bo wśród gości zagranicznych pojawią się ekipy ze ścisłej czołówki. Co to jednak dla nas? Wrócimy z tarczą i nowymi kontaktami (i kontraktami). Jestem tego pewien. Jedyna wada to to, że w tym samym czasie jest festiwal w Warszawie i będziemy musieli podzielić ekipę. Ja lecę do Budapesztu.
    23 punktów
  38. Odezwał się ekspert do spraw finansów. Chuj ci w dupę złodzieju.
    22 punktów
  39. OK, zrobiłem sobie szybki rajd po mojej biblioteczce pod kątem kombinacji dobrej lektury i fachowości (imho). Perski ogień Hollanda to przykład wzorcowy tego, jak powinna wyglądać książka popularno-naukowa. Materiał jest ciekawy, język nie przeszkadza, a autor wyraźnie daje odczuć, jaką pasją obdarzył swój temat. Temat klasyczny, bo wojny perskie... aczkolwiek jest w tym też szersze spojrzenie na obie walczące strony (chyba z lekkim przechyłem w perską stronę). Jakie to jest cudowne! Jak wciągające! Holland pisze o tym, dlaczego ideologicznie wojna z Hellenami była dla Dariusza koniecznością, o wysiłku organizacyjnym związanym z monstrualną wyprawą Kserskesa, o wielowątkowych motywacjach Leonidasa pod Termopilami, o intrygach w Atenach które doprowadziły do Salaminy, o tym przedziwnym dla nas dziś wymieszaniu religii, polityki i codziennych wydarzeń, które tak trudno zrozumieć... a zrozumieć warto. Mistrzowie śmierci Rhodesa traktuje o Einsatzgruppen. Jedynym drobnym minusem tego arcydzieła jest to, że autor zdawkowo jedynie pisze o ich dokonaniach w Polsce: koncentruje się na ich wyczynach w ZSRR (mogłoby być to zaznaczone w tytule). Tak czy inaczej to książka znakomita i wstrząsająca. Wstrząsająca jest jej beznamiętność: Rhodes nie sili się na emfazę, na wielkie emocje: fakty nie potrzebują tego sztafażu. Absolutnie najlepsza obok "Czasu eksterminacji" (której niestety nie mam, czytałem z biblioteki) książka o Zagładzie. Najlepsze w niej jest to, jak sprawnie pokazuje ewolucję przemysłu ludobójstwa: od mordowania wyłącznie mężczyzn w pośpiesznie kopanych dołach, po "pakowanie sardynek". Genialna. Straszna. SPQR - o niej pisałem na lubimyczytać, więc przekleję: Dobra, przystępna synteza dziejów Rzymu doprowadzona do edyktu Karakalli z 212 roku, który, jak twierdzi autorka, ostatecznie już dopiął historię jego antycznej wersji i rozpoczął drugą fazę jego rozwoju, tę średniowieczną. Ponieważ książka nie waha się sięgnąć po czasy legendarnego Romulusa (i to bynajmniej nie zdawkowo), jasne jest, że jej circa 500 stron nie jest w stanie stać się szczegółową monografią nadtybrzańskiego miasta które przeistoczyło się w imperium. Mary Beard powybierała więc kilkanaście momentów i problemów historii SPQR, by w tych migawkach spróbować dostrzec istotę "rzymskości" i sekret jej sukcesu dziejowego. Nie zawsze rozumiem jej wybory: bardzo duży fragment poświęcony jest starciu Cycerona z Katyliną a prawie wcale nie pojawia się Mariusz z jego reformą republikańskiej armii; tym niemniej jednak niemal z każdej kartki bije erudycja i sprawność literacka autorki. Warto przeczytać "SPQR", bardziej by _zrozumieć_ Rzym niż by poznać jego dzieje. Powstanie i upadek starożytnego Egiptu Wilkinsona to książka, o której pisałem na CMF już kilka razy, więc ograniczę się do tego, że nie przeczytacie nic lepszego całościowego o tej cywilizacji po polsku. Koniec. Czasy katedr to jedna z dwóch książek która sprawiła, że zakochałem się w wiekach średnich. Nie w ich historii, czy efektownych opowiastkach o koronowanych głowach: zakochałem się w samej epoce. To nie jest najłatwiejsza książka w moim zestawieniu, ale Duby ma taki jakiś dar, że kreuje nam klimat epoki zamiast go opisywać. Nie potrafię napisać nic więcej. Walka o Hiszpanię to być może najlepszy Beevor, jakiego czytałem, a generalnie czyta się go fantastycznie. Trochę widać tu delikatne lekceważenie zbrodni republikanów na rzecz dokonań frankistów, ale to naprawdę delikatne wrażenie (no i anarchiści z Barcelony jawią się tu tacy trochę bez skazy), ale to blednie przy ilości informacji i sposobu ich podania. To obłędnie dobra książka o bardzo ważnym, choć słabo w istocie znanym prologu do II wojny światowej. O Hitlerze Ulricha wypowiadałem się już na LC, więc przeklejam jedynie: Te prawie tysiąc stron nieco mnie obezwładniło, więc nie potrafię ustosunkować się do nich szczególnie wylewnie. Książka jest znakomita, choć początkowo zaniepokoiło mnie to, że zachwala ją Piotr Zychowicz do którego mam stosunek, powiedzmy, ambiwalentny. Ale tutaj akurat się z nim zgadzam. To naprawdę znakomite tysiąc stron, jedne z najlepszych jakie w ostatnich latach czytałem. Nie dałem oceny maksymalnej, bo dwa lub trzy razy się skrzywiłem: a to gdy wg autora słowo "rewolucja" ma wyłącznie pozytywne konotacje, a to gdy Volker Ullrich przyjmuje za pewnik swoją spekulację o autoerotyzmie Hitlera. Ale to drobiazg ledwo zauważalny w tej masie dobrej literatury historycznej. Szkoda tylko, że autor nie zdołał ostatecznie dokonać jakiegoś syntetycznego opisu władcy Trzeciej Rzeszy, słusznie zauważając, iż w gąszczu jego autokreacji, póz i konfabulacji ciężko jest znaleźć tego "prawdziwego Hitlera". Ale Ullrich jedną rzecz jednak przed nami odkrywa i niszczy jeden mit: Adolf Hitler nie był "człowiekiem bez osobowości", "człowiekiem bez życia prywatnego". Żywotność tego mitu jest zadziwiającym dowodem na siłę autokreacji hitlerowskiego mitu i dobrze, że ta książka stara się wysadzić go w powietrze. Jedna jeszcze uwaga: polski podtytuł (Narodziny zła) jest tak fatalny, tak sztampowy i tak oddalony od niemieckiego oryginału, że aż dziw, iż tłumaczowi nie zadrżały palce przy poniższym zdaniu ze wstępu.... "Pierwszy tom niniejszej biografii nosi tytuł "Narodziny zła", co jednak nie ma stwarzać wrażenia, jakoby chodziło o nieprzerwane pasmo sukcesów". Oryginał brzmi "Die Jahre des Aufstiegs"..... Marsz na Moskwę to unikalna książka o czasach napoleońskich, bo w zasadzie jest reportażem. Tak, reportażem. Autor wykorzystał fakt, że chyba co drugi z ocaleńców wyprawy rosyjskiej Napoleona napisał wspomnienia i je skompilował. I co prawda jest zażarcie antynapoleoński (jak to perfidny syn Albionu), ale to nic. Wypowiedzi żołnierzy mówią same za siebie. Polecam! Tu obok siebie stoją dwie znakomite książki. 1491 to opis Nowego Świata na chwilę (i trochę więcej niż chwilę) przed tym, jak stał się Nowy. WOW. Wspaniały, wstrząsający opis zaawansowanej cywilizacji tuż przed swoim Ragnarok. Mnóstwo ciekawych, czasem kontrowersyjnych informacji, wielki smutek, unikanie łatwych rozwiązań (nie, to nie okrucieństwo białych wyrżnęło tubylców (unika się tu słowa Indianie), to ospa). Konkwistador to druga strona medalu. To książka o Cortesie, książka wspaniała, napisana z żarem, czyta się to w kilka chwil dosłownie. Fajne jest to, że Levy chyba sam nie wie do końca, jak ocenić tego Kastylijczyka, rozumiejąc go i trochę się go bojąc jednocześnie. Nie jest jednowymiarowa, jak w ostatnim stuleciu utarło się opisywać konkwistę: autor pokazuje, jak porażające było dla Europejczyków odkrycie wypełnionych czaszkami platform w Tenochtitlan, jak zradykalizowało to ich podejście o azteckich gospodarzy. Polecam! Plantageneci Dana Jonesa udanie łączy dwie trudne do połączenia rzeczy: dosyć duży poziom szczegółu w opisie długiego procesu historycznego z utrzymaniem czytelnika na wysokim poziomie uwagi. Saga tego niesamowitego rodu zresztą pisze się tak jakby sama i autor musi jedynie uważać, by jej nie przysłonić swoimi wtrętami. No i Jones tego nie robi. Bardzo godna lektura. A gdyby ktoś chciał poznać coś o wielkich rywalach Plantagenetów, to Francja w czasach Kapetyngów jest niezłym wyborem. Niezłym a nie znakomitym tylko dlatego, że nie jest to typowa książka popularno-naukowa; może zresztą w ogóle nią nie jest. Jeśli jednak przyjąć tę drugą opcję, to jest to jedna z najprzystępniej napisanych książek naukowych jakie w życiu przeczytałem. No i to wieki średnie, rozumiecie. To chyba książka z mojej Wielkiej Trójki. Wiedeń Hitlera jest dokładnie tym, co sugeruje tytuł: panoramą miasta z czasów, gdy mieszkał tam niedoszły student z Linzu. Oczywiście o Adolfie jest tam sporo, to on jest osią wokół której kręci się narracja, no i sam Wiedeń ukazany jest jedynie od tych stron, które jakoś na Hitlera wpłynęły.... ale jak jest ukazany! Jak bardzo erudycyjna jest to książka! Jak napisana! I to rozprawianie się z rozlicznymi mitami Hitlera otaczającymi... MIŁOŚĆ. Ciąg dalszy Wielkiej Trójki. Pawi Tron Hansena to książka o Indiach Wielkich Mogołów... a w zasadzie, to głównie o Wielkich Mogołach w momencie ich zenitu potęgi, podczas panowania Szahdżahana, tego od Tadż Mahal. A w zasadzie zasady o wielkiej wojnie domowej z końca jego panowania. I jest to książka wspaniała, genialna, pisana z pasją. Nigdy nic więcej nie przeczytałem o Indiach z tej prostej przyczyny, że nie chcę dopełniać oszałamiającej wizji Hansena niczym innym. To jest obraz kompletny, obraz ukochany. Jest wspaniałość, monumentalność, tragizm, światłocienie, geniusz i głupota, humanitarne dobro i czerń zła. Kurde, gdy w wojnie domowej doszło do (chwilowego) zwrotu i zaczęła wygrywać strona której kibicowałem, to przez moment miałem łzy wzruszenia i dreszcze. Łzy i dreszcze. W książce historycznej. Wielka Trójka. Może nawet Top One. Neron Hollanda doczekał się kilku moich słów na LC, więc przeklejam: Dawno już nie miałem w sobie takiej ambiwalencji po zakończeniu lektury. Książka Richarda Hollanda ma kilka poważnych wad. Pierwsza dotyczy wyłącznie polskiego przekładu, a konkretniej podtytułu, który mocno fałszuje jej treść. Naprawdę, "the man behind the myth" to nie to samo co "okrutny zbrodniarz rozgrzeszony". Tym bardziej, że Holland nie rozgrzesza Nerona. Pisze o jego zbrodniach, czasem nie kryjąc obrzydzenia, szczególnie przy okazji śmierci Oktawii. Autor stara się jedynie zrozumieć cesarza i wykazać, że wcale nie wyróżniał się okrucieństwem w gronie pryncepsów I wieku naszej ery. Niestety, moim zdaniem kilkukrotnie jednak przeszarżowuje w wybielaniu Nerona. Oczyszczenie go z zamordowania Brytanika na podstawie opinii współczesnego kryminologa (opartej na kolorze skóry ofiary tuż przed kremacją)... Coś takiego może wywołać wątpliwości, ale Holland zdaje się być pewnym niewinności augusta w tym konkretnym przypadku. Niemal absurdalnie brzmi też wywód broniący Nerona przed plotką o tym, że poronienie Poppei (i w efekcie jej śmierć) wywołał sam cesarz, kopiąc ją w brzuch. Linia obrony wygląda tu tak, że podobno takie sceny do pomyślenia są jedynie wśród społecznych nizin... To już jest naiwność, panie Holland. Niebywałą szarżą intelektualną autor popisuje się też w epilogu. Otóż przypuszcza on tam intelektualny atak na... Apokalipsę św. Jana. Posuwa się do stwierdzenia, że ma ona jakiś przedziwny związek z Auschwitz w XX wieku... Cóż tu dobitnie widać, że książkę pisał dziennikarz, nie historyk. Ale jedna ambiwalencja... 7 gwiazdek... Jest tak z dwóch powodów. Po pierwsze: generalnie autor ma rację, że Nerona zdemonizowano przez wieki i on to (zazwyczaj) bardzo sprawnie udowadnia. Po drugie: to jest naprawdę dobrze napisane, literacko nie ma się do czego przyczepić. A ponieważ sama materia jest fascynująca i pióro pisarza jej nie zepsuło... to jednak polecam. Z zastrzeżeniami, ale polecam. Robespierre. Terror w imię cnoty. Fantastyczna książka. Niejednoznaczność Robespierra aż bije tu po oczach i naprawdę widać, jaki kłopot ma z Nieprzekupnym autorka: szacunek i odraza miesza się tu w dziwnej mieszance. Zresztą w ogóle Rewolucja sama się pisze. Ekstraklasa. Stareńka już praca MacDonella jest jedną z przyczyn mojej nieuleczalnej miłości do epoki napoleońskiej. Autorem jest Szkot, więc być może tradycje Auld Alliance na niego wpłynęły, bo człowiek jest również zadurzony w tych czasach co najmniej tak samo mocno. Jakie wyraziste postacie on tam kreśli. Jak żywe! Jak różne! Tak sobie myślę, że to po prostu gotowy materiał do jakiegoś netfliksowego serialu. Wielka Trójka zamknięta. Książka ostateczna. Lubić Wielką Wojnę i jej nie znać to wstyd. Sierpniowe salwy... nie potrafię nic więcej napisać. Jest to książka fenomenalna i kropka. Wojna absolutna Bellamyego to z kolei najwspanialsza monografia frontu wschodniego II wojny światowej jaką dane mi było przeczytać. Ten temat też pisze się sam, Bellamy nie przeszkadza mu w jego rozwoju, celnie pokazując monstrualność zadania, które wziął sobie na głowę Wehrmacht. W zasadzie narracja kończy się na 1943, bo wszystko to, co później, Bellamy uważa (słusznie) za dobijanie leżącego. Fantastyczna. Herezja doskonała to książka o katarach. To nie jest doskonała książka historyczna, gdyż autor tak wyraźnie stoi za albigeńską sprawą, że już mocniej nie można. Ale w jakim stylu on staje... Książkę przeczytałem w dwa dni. Dwa dni! Bouvines to znowu Duby, znowu miłość do wieków średnich, tym razem przez pryzmat rycerstwa. Wszystko co napisałem o Czasach katedr napisałbym i tu. Wiele książek umknęło mojej komórce... Fantastyczne Freedom Cry! o wojnie secesyjnej, odkrywcze Montaillu o pojedynczej wiosce, ostatnim bastionie katarów...
    22 punktów
  40. ja jebe. jutro ślub to się dzieje naprawdę, koledzy. jaram się maks jak się odkręcę przy wtorku to zdam relację
    22 punktów
  41. Jeny. Nawet nie wiem co napisać, zeby nie brzmialo głupio. Jest mi niezwykle milo i jestem szczęśliwy, Premiership z bliska i przede wszystkim moj trenerski idol na zywo - Guardiola. Dziekuje Reaper za pomysl i realizacje i Wam wszystkim za dolaczenie. Zobaczyłem to w pracy i usmiech mi z japy nie schodzil caly dzien. Dzięki Dzięki Dzięki. Lece do Anglii, lece na final fmmaniakow, zwiedze muzeum United, obejrze mecz City... Zycie jest piękne i wszystko moze sie zdarzyc :).
    22 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...