Kurczę, dawno nie miałem takiego dnia jak dzisiaj sponsorowanego przez "nie no, nie mam na to już siły", a wszystko oczywiście w kontekście tej wymarzonej chałupy. Tak że jak ktoś planuje się za takie tematy zabierać, to życzę wytrwałości, cierpliwości, a do tego chyba sporo szczęścia. Nie mówię już o tych, którzy planuję stawiać dom od podstaw, bo to już jawi mi się jako jakiś totalny kosmos.
Ogólnie jak ktoś do Was dzwoni o 7 rano, to wiedzcie, że niczego dobrego to nie zwiastuje. U mnie był to telefon od doradcy kredytowego, który mi zakomunikował, że w nocy dostał operat szacunkowy na dom i wizja kredytu, który chcieliśmy, poszła się walić, bo nagle wycena jest znacznie niższa. Wciąż na tyle OK, że pokryje kredyt na dom, ale planowane środki na wykończenie stopniały bardzo znacznie - trochę jakby sobie zaplanować coś za 10 000 zł, a dowiedzieć się, że będzie może ze 4000 zł - tylko u mnie tak dodać z jedno zero i trochę inna cyfra z przodu :). I tak naprawdę nie wiem, co mnie bardziej wkurzyło - nieogarnięcie doradcy, który na żadnym etapie nie sygnalizował, że coś nie tak (a dodam, że operat robiła polecona przez niego firma), tych od operatu, z którymi też jest średni kontaktu, a którzy takie coś wysyłają o 1 rano i wygląda to trochę na akcję z cyklu "dzwoni doradca: wiesz, stary, weź tam podrzuć co tam z tego operatu wychodzi, bo mam o 9 rano spotkanie z Klientem". Sam na siebie się złoszczę, że tego nie dopilnowałem, że może trzeba było więcej dopytywać (pojęcia nie miałem, że operat jest aż tak ważny), chociaż z drugiej strony ja mam tendencję to usprawiedliwiania wszystkich wokół, że pewnie zarobiony, ze zdarzyło się zapomnieć itd. Na razie czekam na szczegóły operatu, bo podana kwota wydaje mi się po prostu za niska - więc albo solidnie przepłaciłem za chatę, albo ktoś naprawdę uważa, że da się wykończyć taką chatę za połowę kwoty, która dzisiaj przewija się w każdej wycenie. Oczywiście nie będę już dodawał, że doradca miał to dzisiaj ogarnąć, a jak na tę chwilę wieści nie ma.
Drugi epizod dnia to spotkanie z gościem od wyceny rekuperacji/klimy. Z tą nową chatą jest trochę ten problem, że robił ją sąsiad, który dom sprzedaje i nie ma tam stosów dokumentacji, tylko takie trochę "wiesz, Paweł, jak coś, ja mam plany w głowie". No więc ja przy takich spotkaniach po prostu do niego dzwonię i proszę o rozmowę z ludźmi, bo pojawiają się takie pytania, na które odpowiedzi nie znam, a bez tej wiedzy nikt nie podejmie się wycen. Dzisiaj takie spotkanie trwało ze 2,5h, gdzie "rozebraliśmy" prawie pół domu i z obu stron padały różne sugestie, trochę na zasadzie "a ja panu mówię, że tak się da zrobić". Wymiękłem trochę, bo wizja rozbudowy wentylacji do rekuperacji nagle okazuje się przebudową, chociaż też już nie wiem, na ile te wszystkie proponowane rozwiązania są uzasadnione, a na ile takie trochę "o, dobra okazja naciągnąć gościa". Dzień zakończyło przezabawna wiadomość, że pośredniczka, która miała pilotować zakup działki (mamy okazję dokupić do naszej działki dodatkowy pasek od sąsiada), została z miesiąc temu wywalona, a ja z nią rozmawiałem tydzień temu i prosiłem o popchnięcie sprawy i "tak, tak, porozmawiam, dam znać" - tu już zgłupiałem totalnie, bo nie mam pojęcia, co można ugrać takim ruchem, no bo nie da się udawać, że się pośredniczy w sprzedaży czegoś, czym nie można dysponować (a może się da...).
Na projektantkę już nawet nie narzekam :). Zaproponowane przez nią terminy już na starcie pozawalane i takie trochę tłumaczenie "no ale co pan, naprawdę myślał, że się wyrobimy, przecież każdy wie, że są obsuwy". No niby się wie, ale fajnie byłoby się czasami miło zaskoczyć, a tu jednak raczej kumulacja w drugą stronę. No a najlepsze, że póki co nie położyliśmy nawet pół płytki, więc nawet nie chcę myśleć, co będzie się działo dalej :).