Wczoraj weszła kolejna sesja w Battle Brothers. Jak się dawkuje jak ja, dwie godziny na tydzień, to się nie nudzi
Kilka nowych rzeczy mnie spotkało - permanentne kontuzje. Jeden potrzaskane kolano, drugi jakieś PTSD. Kolesia z kolanem wsadziłem z włócznią i tarczą w środek linii, spearwall i shieldwall i może sobie da radę. Koleś z traumą poszedł na skrzydło, pewnie zginie w pierwszej bardziej wymagającej walce. Chyba jest opcja zwolnienia z kontraktu, ale nie próbowałem. Przywiązuję się do ludków
A sprawcami kontuzji byli Orkowie - ooo, tu już nie ma żartów. Wjeżdżają szarżą z dwóch heksów i nie biorą jeńców. Ich topory i pałki niszczą zbroje błyskawicznie. Miałem z nimi dwie walki, jedną jak ochraniałem karawanę, i jedną z misji tych wysokich rodów. Po pierwszej bałem się mocno tej drugiej, ale tu się okazało że sami młodzieńcy i po pierwszych szarżach w zwarciu to ludzie mają przewagę (no i liche ich zbroje pomogły).
Wracając po udanej misji z orkami zobaczyłem też, że w okolicy kręcą się dwa Lindwurmy. Zrobiłem save'a i zaatakowałem. Nie, nie i jeszcze długo nie (przeżyły trzy osoby ode mnie - bo uciekły w panice). Load i ucieczka w przeciwną stronę.
Pierwszy raz też walczyłem na bagnie: tu też ciekawie i klimatycznie. Trzeba było dostosować taktykę - ruch w wodzie zużywa więcej AP, do tego stojąc w wodzie są minusowe bonusy do ataku i obrony, więc strategicznie trzeba było szukać względnie stałego lądu. No i wysokie zarośla, gdzie można się było ukryć przed łucznikami.
Z oczywistych rzeczy przede mną jeszcze nieumarli, a more to come.