Mam ostatnio za dużo czasu chyba bo ogrywam parę tytułów. W Valheim osiągnęliśmy epokę żelaza i mogę go polecić, bo o ile zapewne po zabiciu wszystkich bossów nie będzie za bardzo co robić, to nadal trochę nam jeszcze brakuje, więc kasa opłacalna była za ten tytuł.
Ale główny punkt dzisiaj to Sea of Thieves. Doznania tu mam lekko ograniczone, gdyż mam tylko 1 kompana do gry. Gra nie polega jednak na farmieniu, granie 100 godzin nie daje przewagi, poza oczywiście umiejętnościami, które sami sobie wyrabiamy. Dołącza się lub tworzy lobby na statek, sloop jednomasztowiec do ogarnięcia solo lub w 2 osoby, coś tam dwumasztowego na 2-3 osoby i galeon na 4 osoby. Im większy tym większa siła rażenia wiadomo.
W sumie gra nie urywa tyłka. Przypomina mi wręcz trochę Elite Dangerous. Ot monotonne pływanie, czasem może jakaś walka i questy. Te póki co są mało kreatywne, ale ponoć fabularne są rozbudowane.
Ale jeśli ktoś szuka symulatora żeglugi polecam. Ot wczoraj przepływaliśmy dość daleko od zacumowanego galeonu, który otworzył ogień. Chyba na postrach bo celny był jak stormtrooperzy ze star wars. Cóż mimo, że sloop nie ma szans z nim oddaliśmy parę strzałów, nawet coś siadło co sprawiło, że galeon rzucił się za nami w pościg. I o ile galeon z wiatrem przegoni wszystko w tej grze, to pod wiatr nie ma szans dogonić mniejszego sloopa. Tak więc z 20 min trwał "pościg", do którego dołączył się ktoś na trzeciego, kogo może ten galeon wcześniej wkurzył
Po 20 min wpłynęliśmy we mgłę, galeon więc olał nas i zajął się ścigającym go okrętem, co wykorzystaliśmy do radosnej bitki. 2 na 1 zatopiliśmy rywala, ale.. sami poszliśmy na dno. Tuż po dwumasztowcu, którego załoga nie zdążyła wyłatać dziur. I przyznam, że przez te 20 min nie nudziłem się. Wypatrywanie ewentualnych mielizn, płytkich wód czy innych statków daje dziwną, uspokajającą radość.
Także można uznać tą grę za nudę, albo polubić bo taką nudę się lubi